Pisałem już o wspaniałej kawie w Etiopii. Dziś kilka słów o jedzeniu. Jadąc do Afryki trzeba zdawać sobie sprawę, że w wielu krajach afrykańskim jedzenie to li tylko sposób na zaspokojenie głodu. Trudno oczekiwać w kraju, w którym w czasach klęsk suszy tysiące ludzi umiera z głodu wykwintnej kuchni.
Podstawowe danie większości Etiopczyków to INJERA. Placek ze zboża z sosem. Sos warzywny , albo mięsny. Dla mnie- jadalne, ale nie stało się to moim przysmakiem.
Injera
"Tib" oznacza mniej więcej danie mięsne, często podawane w kociołku, podgrzewanym węglem drzewnym.
Posiłek w wersji hard.
Schodząc z gór do wioski zostałem poczęstowany ziemistą injerą i "piwem". Tzw piwo było sfermentowanym, jasnym, mętnym napojem, podawanym w starych puszkach.Mimo pragnienia wypiłem z grzeczności tylko kilka łyków. Idąc do wioski widziałem z jakiego "bajorka" wioska czerpie wodę, dlatego wolałem nie wystawiać na próbę mojego żołądka.
Impreza w klubie. Na stole po prawej hit - alkoholowy napój na miodzie.
Do Etiopii docierają już niestety wielkie koncerny piwne. Piwo jest takie jak na całym świecie. Bez wyrazu, bez charakteru, Heineken w Holandii, Carlsberg w Dani, Żywiec w Polsce, św Jerzy w Etiopii, co za różnica.
Mimo tego, że czystość to pojęcie względne w Etiopii nie miałem żadnych problemów. Może łatwiej zatruć się w McDonaldsie w Polsce niż w etiopskiej knajpce?
(na zdjęciu toaleta w restauracji)
Cola dociera wszędzie.
Hitem w dziedzinie napitków były gęste, schłodzone soki, jedzone raczej łyżeczką niż pite. Wysokie szklanki i kilka kolorowych warstw. Awokado, mango, czasem pomarańcza. Do tego sok z limonki na wierzch. Mniam.
środa, 21 września 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz