środa, 18 września 2013

Lwów na weekend - piątek

Kiedyś wrócę do opisu dalekich podróży do Afryki.
Teraz opis podróży całkiem bliskiej - weekendowy wypad do Lwowa.


"(...) w gruncie rzeczy, największe moje pragnienie, które nie dawało mi spokoju, nęciło mnie i korciło, było nawet skromne, bo mianowicie chodziło mi o jedno tylko – o sam moment, sam akt, najprostszą czynność przekroczenia granicy. Przekroczyć i zaraz wrócić, to by mi, myślałem, zupełnie wystarczyło, zaspokoiło mój niewytłumaczalny właściwie, a jakże ostry głód psychologiczny"
                                                     R.Kapuściński "Podróże z Herodotem"


Mieszkam od granicy z Ukrainą kilkadziesiąt kilometrów. Gdyby nie zawierucha wojny prawdopodobnie studiowałbym we Lwowie, może nawet tam  mieszkałbym. Przez całe lata granica wydawała się zasiekami nie do przebycia. Uzyskanie paszportu, kontrole. W tamtych czasach myślałem podobnie jak Kapuściński, byle kawałek za granicę, byle zobaczyć jak tam jest, jak tam żyją ludzie.  Minęły lata, zwiedziłem dziesiątki krajów, a we Lwowie byłem jeden dzień, bodajże w roku 1990. Granica co prawda nadal trochę sprawia wrażenie wrót do innego świata (siatki, szlabany, bramki), ale jest już do przejścia i to do przejścia w krótkim czasie.

Jak najszybciej i najtaniej dostać się do Lwowa?
Dojeżdżamy do granicy, zostawiamy samochód w Medyce (parking 6 zł doba) i pieszo przekraczamy granicę. Za granicą wsiadamy do tzw marszrutki (bus) i za 23 hrywny (ok 9 zł) po 2 godzinach jesteśmy we Lwowie.


Sprzęt gotowy








Ekipa gotowa








Podróżować do Lwowa można pociągiem, luksusowym autokarem, własnym samochodem, ale marszrutką nie tylko jest najtaniej ale i najciekawiej. Piątek wieczorem to "godziny szczytu". Już za granicą na dworcu bus jest pełen. Kierowca mrucząc z niezadowolenia zbiera kasę za bilety, których nie wydaje. Wraz z innym Polakiem udaje mi się ulokować na osłonie silnika obok kierowcy. Mamy dużo szczęścia- siedzimy. Na następnych stacjach busik tak się zapełnia, że mam wrażenie, że jedzie nim więcej osób niż dwupiętrowym Polskim Busem. Kierowca wysiada i od zewnątrz dopycha ludzi, aby zamknąć drzwi. Ścisk przypomina mi lata 80te w Polsce, moje dojazdy do szkoły. Światło gaśnie, ruszamy. Jakiś podchmielony jegomość zaczyna śpiewać, ale jaki to śpiew. Tęskna melodia i piękny głos. Inny pasażer się dołącza i mamy już śpiew na dwa głosy. Dla takich chwil warto było jechać w ścisku i zaduchu 2 godziny.
Po chwili śpiewać zaczynają panie, dwa, może trzy głosy. Nie rozumiem tego fenomenu. Dlaczego Ci Ukraińcy tak pięknie potrafią śpiewać? Nie tylko piękne głosy, nie tylko śpiewanie na głosy bez żadnego wysiłku i treningu ale jakaś tęsknota i melancholia.










Dojeżdżamy do Lwowa. Uprzejmy Ukrainiec pomaga nam wynegocjować z taksówkarzem cenę taka jak "dla miejscowego". Płacimy 50 hrywien (20 zł) i lądujemy w hostelu. Warunki dość spartańskie, ale takich się spodziewaliśmy. Jak ktoś chce luksusu może zarezerwować noc w  hotelu *****  i zapłacić zamiast 40 zł za noc od osoby 400 zł. 







3 komentarze:

  1. Widzę że Twój podróżniczy blog ruszył z kopyta! No nareszcie! Zawsze gdzieś zahaczałem o niego ale dawno nic nie było. Fajnie że wróciłeś oczywiście z dodatkowym poradnictwem turystycznym, no i zdjęciami na jak zawsze wysokim poziomie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń