Podstawowe danie większości Etiopczyków to INJERA. Placek ze zboża z sosem. Sos warzywny , albo mięsny. Dla mnie- jadalne, ale nie stało się to moim przysmakiem.
Injera

"Tib" oznacza mniej więcej danie mięsne, często podawane w kociołku, podgrzewanym węglem drzewnym.


Posiłek w wersji hard.
Schodząc z gór do wioski zostałem poczęstowany ziemistą injerą i "piwem". Tzw piwo było sfermentowanym, jasnym, mętnym napojem, podawanym w starych puszkach.Mimo pragnienia wypiłem z grzeczności tylko kilka łyków. Idąc do wioski widziałem z jakiego "bajorka" wioska czerpie wodę, dlatego wolałem nie wystawiać na próbę mojego żołądka.

Impreza w klubie. Na stole po prawej hit - alkoholowy napój na miodzie.

Do Etiopii docierają już niestety wielkie koncerny piwne. Piwo jest takie jak na całym świecie. Bez wyrazu, bez charakteru, Heineken w Holandii, Carlsberg w Dani, Żywiec w Polsce, św Jerzy w Etiopii, co za różnica.

Mimo tego, że czystość to pojęcie względne w Etiopii nie miałem żadnych problemów. Może łatwiej zatruć się w McDonaldsie w Polsce niż w etiopskiej knajpce?
(na zdjęciu toaleta w restauracji)

Cola dociera wszędzie.

Hitem w dziedzinie napitków były gęste, schłodzone soki, jedzone raczej łyżeczką niż pite. Wysokie szklanki i kilka kolorowych warstw. Awokado, mango, czasem pomarańcza. Do tego sok z limonki na wierzch. Mniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz