wtorek, 14 czerwca 2011

Śniadanie

Po nocy spędzonej w małym miasteczku Hawzien (region Tigray) trzeba poszukać śniadania. Nie jest to miejsce masowo odwiedzane przez turystów. Jesteśmy jedynymi białymi. Nasz kierowca prowadzi nas do miejscowej knajpki, w której podobno można coś zjeść. Klimaty trochę jak z "Misia". Pani kelnerka przychodzi ze szmatą, robi miejsce i wyciera stół. Na śniadanie, afrykański standard, czyli jajka. Tym razem nie sadzone, tylko jajecznica. Mamy widok na centralny placyk, atmosfera senna. Obok tarasu zatrzymuje się jakiś osioł, podnosi ogon i... nawet nie zwracam uwagi. W Etiopii jestem już ponad tydzień, dopasowałem się. Warunki, higiena, czystość, jakie to ma znaczenie. Liczy się przygoda, to że jestem w Afryce. To, że mogę siedzieć na tarasie, patrzeć na spokojne życie ulicy i to, że za chwilę ruszę w góry podziwiać skalne kościoły. Wspomnienie tego skromnego śniadania będzie we mnie latami. O wielu smacznych śniadaniach w hotelach zapomnę zaraz po ich skonsumowaniu.

Photobucket

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz